Sibylle von Olfers „Dzieci korzeni” – debiut krakowskiego wydawnictwa Przygotowalnia

by fajnyrodzic

Wprawdzie wiosna już nadeszła, ale ilu z rodziców potrafi tak przekonująco opowiedzieć dzieciom o narodzinach tej pory roku jak Sibylle von Olfers, żyjąca przed ponad stoma laty niemiecka autorka picturebooków rodem z Królewca?

„Dzieci korzeni” opowiadają historię niemal dosłownego szycia wiosny. Poznajemy więc Matkę Ziemię, która na przedwiośniu budzi gromadę tytułowych dzieci korzeni, żyjących pod ziemią stworzeń (?) o wyglądzie dzieci w wieku około 3-4 lat, żeby te przygotowały wiosnę. Na pierwszych ilustracjach ubrane w brązowe szatki dzieciaki otrzymują kosz z kolorowymi materiałami, igłą, nicią, nożyczkami krawieckimi i zaczynają, pod ziemią, otoczone korzeniami, przygotowywać kolorowe ubrania, niebieskie, czerwone, żółte, którymi zastąpią dość ponure, „zimowe” odzienie koloru brązowego.
Szycie to jednak dopiero początek, bo najciekawsze jest to, co dzieje się potem: dzieciaki zabierają się za owady. Jak przygotowują je do wiosny? Poprzez solidne wyszorowanie żuczych pancerzy, przez malowanie czarnych kropek na biedronkach. Dzieci korzeni nawet budzą do życia małe larwy, co jest wyjątkowo rozkosznym widokiem na ilustracji autorstwa von Olfers.

Fajnedziecko.pl

Kolejna grupa w podobny sposób przygotowuje rośliny, w większości polne kwiaty. Kiedy wszystko jest gotowe, następuje niezwykłej urody procesja, w której uczestniczą owady (na przedzie), a za nimi rzędem idą dzieci korzeni, rumiane, uczesane, w nowych, jak na wiosnę przystało, strojach. Uzbrojone są w kwiaty, którymi będą maić okolicę.
Na następnych stronach książki następuje pewne oddalenie akcji: teraz widzimy obrazki z kolejnych pór roku: ślimak wspina się na korzeń, ważki przysiadują na łodygach roślin nad jeziorem, różnobarwne motyle latają nad polem pełnym kwiatów – we wszystkim towarzyszą im dzieci korzeni, najwyraźniej nieźle się przy tym bawiąc. Kulminacją jest ponury, szarzejący krajobraz jesienny, kiedy dzieci dość spiesznie, z rozwianymi przez wiatr włosami wracają pod ziemię, do Matki Ziemi, gdzie spędzą kolejną zimę, by po niej znów kolorować świat.

Fajnedziecko.pl Najmocniejszą stroną „Dzieci korzeni” są przepiękne ilustracje – soczyste barwy, wyrazista kreska i, przede wszystkim, wielka szczegółowość pozwalają czytać każdą ilustrację długo i na wiele sposobów. Bo wyobraźcie sobie mrówki przytykające okulary do oczu, by dokonać inspekcji nowych szat dzieci korzeni, wyobraźcie sobie małą pszczółkę czesaną dziecięcymi dłońmi, tańczące na liściu owady, pajęczynę czy żyłki na skrzydłach ważki – anatomicznie tak owady jak i rośliny są bardzo realistyczne i odnoszą się, wszystkie bez wyjątku, do rzeczywistej fauny i flory środkowej Europy. Mistrzostwo Sibylle von Olfers polega na tym, że patrząc na kwiaty czy owady dorośli mają wrażenie, jakby wpatrywali się w atlasy biologiczne czy zielniki sprzed dwustu lat, kiedy dbano o szczegółowość rysunku.

Fajnedziecko.pl

O „Dzieciach korzeni” dowiedzieliśmy się podczas targów Kraków ŁAŁ. Na stoisku wydawnictwa Przygotowalnia (swoją drogą, jednym z ciekawiej urządzonych: za stół służyła europaleta, a wszędzie dokoła leżały rośliny, rolę ich doniczek pełniły małe i kolorowe gumiaki) byli jego założyciele: Marcel Kotkowski, doktorant filozofii na UJ, i Marta Woszczak, doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ, oraz, last but not least, autorka przekładu „Dzieci korzeni”.
Książka von Olfers od pierwszej edycji (1906 rok) miała już 80 wznowień w samych Niemczech, a jest także niezwykle popularna w Wielkiej Brytanii czy Holandii. U nas pojawiła się więc na 110-lecie powstania, chociaż mali Polacy i małe Polki mieli już okazję poznać historię dzieci korzeni – jak wykazała Marta Woszczak w tekście dla akademickiego „Wielogłosu”, w Polsce wydano coś w rodzaju plagiatu „Dzieci korzeni”, chodzi o książkę Juliana Ejsmonda „Baśń o ziemnych ludkach”, w której Ejsmond wykorzystał ilustracje von Olfers ukrywając ich pochodzenie czy nazwisko autorki.
Dobrze się stało, że na 110-lecie pierwszego wydania otrzymujemy polski przekład „Dzieci korzeni”. Jeszcze lepiej, że wydaniem książki zajęli się ludzie z pasją, autorka przekładu nie ukrywa swojej fascynacji najbardziej popularną książką von Olfers („Dzieci korzeni” były drugą z dziewięciu jej książek, Sybille zmarła młodo, mając 34 lata). Nie trzeba dodawać, że jeśli coś robi się ze szczerą pasją, uzyskuje się najlepsze efekty – i takim efektem pasji Marty Woszczak jest piękna edycja polskiego wydania „Dzieci korzeni”. Współzałożycielka Przygotowalni na Wydziale Polonistyki UJ ukończyła edytorstwo i widać po tej książce z jaką pieczołowitością Marcel i Marta podchodzą do swojej pracy – już samo brązowe płótno na grzbiecie przenosi nas kilka dekad wstecz, a liternictwo w polskiej edycji świetnie wpasowuje się w secesyjny styl, w jakim von Olfers stworzyła, bardzo świadomie i spójnie, swój picturebook.
Wszystkie mądrości, które tutaj podaję, zawdzięczam autorce przekładu: rozmowie podczas Kraków ŁAŁ, lekturze jej tekstu poświęconego oryginałowi książki, opublikowanego w „Wielogłosie” czy wreszcie zawdzięczam je nocie zamieszczonej na końcu książki. Poświęcone Sibylle von Olfers i jej najważniejszemu dziełu, kilkuakapitowe posłowie jest fantastycznym dopełnieniem książki. Rzecz o takim statusie wymaga w Polsce wyjaśnień, skoro dopiero w 2016 roku doczekaliśmy się spolszczenia i uczciwego wydania „Dzieci korzeni”, i takie wyjaśnienia serwuje Przygotowalnia, co, w moim przynajmniej przypadku (ciekawość którą zaraziłem się na studiach polonistycznych na tej samej uczelni co autorka przekładu), bardzo pozytywnie wpłynęło na odbiór całości. Co więcej, zasugerowane interpretacje książki mogą posłużyć za świetny poradnik do rozmowy z dziećmi o „Dzieciach korzeni”.
I na koniec dobra wiadomość: Przygotowalnia już teraz obiecuje, że kolejne książki Sibylle von Olfers są w przygotowaniu, być może czyszczone i podmalowywane przed podziemne istoty? Czekamy!

Fajnedziecko.pl

Może Ci się spodobać