„Wyspa skarbów” Robert Louis Stevenson

by fajnyrodzic

Do kupienia „Wyspy skarbów” Roberta Louisa Stevensona skłoniły nas dwie rzeczy: ilustracje Roberto Innocentiego, które towarzyszą tekstowi w wydaniu Media Rodziny (pisaliśmy już o innych ilustrowanych przez Innocentiego książkach: https://www.fajnedziecko.pl/ciemna-strona-swiata-czyli-ilustracje-roberta-innocentiego/), a także fakt, że książka ma już blisko 140 lat. Dlaczego?

Podczas majówkowego weekendu, kiedy mieszkaliśmy ze znajomymi rodzinami w warmińskim domu, jeden z ojców czytał wszystkim dzieciom oryginalne przygody Sherlocka Holmesa. I to był strzał w dziesiątkę! Książka jest pełna przygód i tajemnic, ale bez epatowania przemocą (jak niejedna współczesna książka detektywistyczna), za to napisana pięknym językiem (przełożonym na piękną polszczyznę). Wśród dzieł współczesnych autorek i autorów, mimo że wiele z nich i wielu z nich pisze znakomite książki (o których piszemy na tym blogu), nie brakuje takich z niechlujnym językiem, zdania są albo tylko krótkie, albo zbyt kwieciste, słownictwo ubogie. Słuchając Conan Doyle’a pomyśleliśmy, że warto sięgnąć po książki przygodowe z XIX wieku – dużo przygód, ładna polszczyzna (w dobrym przekładzie), mało brutalnej sensacji.

Idąc za tą myślą, zaczęliśmy czytać dzieciom „Wyspę skarbów” Stevensona – i przestało nas dziwić, że książka Szkota jest jedną z najczęściej tłumaczonych książek w historii literatury. Nie ma co przytaczać fabuły, bo albo dorosłym jest dobrze znana (choćby w formie niezliczonych adaptacji filmowych, muzycznych, teatralnych, komiksowych itd.), albo nie, a wtedy należy sięgnąć po tę książkę jeszcze szybciej.

Opowieść o piratach, skarbach, bezludnych wyspach, zakopanym skarbie, a wszystko to w tle dorastania i dojrzewania głównego bohatera, Jima Hawkinsa – to po prostu ponadczasowy klasyk. Jedna z tych książek, które czytającego rodzica wciągają nie mniej niż słuchające dzieci. Sami wyczekiwaliśmy wolnych chwil, by wreszcie przeczytać kolejny rozdział i dowiedzieć się, co się stanie!

Czytajcie Stevensona, czytajcie Conan Doyle’a, a my będziemy częściej spoglądać na książki przygodowe z XIX wieku. Wydają się porządną alternatywą dla rozchwianej współczesności.

Może Ci się spodobać