Jesienne nowości Netflixa – polecamy i ostrzegamy

by fajnyrodzic

Na jesień, a właściwie już na koniec wakacji, Netflix przygotował kilka sensownych animacji. Zaczniemy jednak nie od animacji, ale od filmu fantastycznego.

Zabijam gigantów – polecamy!

W „Zabijam gigantów” poznajemy losy dziwacznej nastolatki, mieszkającej w nadmorskim mieście w dużym domu z siostrą. Barbara jest rekluzką, raczej stroni od rówieśników, a w szkole jest dręczona przez jedną dziewczynę, której zresztą dzielnie się stawia. Wolny czas spędza więc na sprawdzaniu pułapek i baz, jakie porozstawiała po okolicy. Barbara bowiem zajmuje się zabijaniem prawdziwych gigantów!
Nikt poza nią nie może ich zauważyć ani nawet przewidzieć kiedy nadejdą. Barbara ma dar i potrafi z różnych omenów ocenić kiedy należy przygotować się na atak.


Film pod względem wizualnym, dźwiękowym czy aktorskim trzyma wysoki poziom. Oczywiście okaże się, że giganty, które zagrażają Barbarze i miasteczku, to zupełnie inne rodzaje strachów niż można by się spodziewać. Ostatecznie koniec filmu jest cokolwiek ambiwalentny – w mądry sposób pozwala uniknąć pułapki happy endu, przez co jest więc dobrą lekcją na temat tego czym są emocje i różne sytuacje pozornie bez wyjścia i pozornie ostateczne. Może nie jest to film na poziomie „Sekretów morza” (o których pisaliśmy tutaj), jednak to solidny film, zmuszający do postawienia sobie kilku poważnych pytań. Raczej dla dziesięciolatków i starszych dzieci.

 

Smoczy książę – polecamy!

Pierwszym serialem animowanym który polecamy we wrześniu jest „Smoczy książę”. To świetnie zrealizowany serial, przypominający nieśmiertelne szekspirowskie motywy takie jak walka o władzę, podejrzana śmierć króla, pościg za jego spadkobiercami, ale także i motywy wzięcie z „Romea i Julii”, czyli poznawanie przedstawicieli odwiecznie wrogich plemion.


Serial ma wartką akcję, imponuje dbałość o detale – możemy poczuć się, jak byśmy znaleźli się w średniowieczu. No, dość specyficznym, bo zamieszkałym przez smoki, elfy i różne bagienne potwory przypominające gigantyczne pijawki…


Nie chcemy rozpisywać się o fabule, grunt, że klimat jest solidnie przygodowy, dialogi nie rażą sztucznością, a podczas oglądania czuliśmy się tak samo dobrze jak wtedy, kiedy oglądaliśmy „Łowców trolli” (o których też już pisaliśmy, o tutaj).

 

Hilda – polecamy!

Trzeci serial, który chcemy tu szczególnie polecić, to „Hilda” – opowieść o dziewczynce mieszkającej z mamą gdzieś pośród gór, a jak się okaże, także pośród kamiennych trolli, malutkich elfów i górskich olbrzymów. „Hilda” jest znakomicie narysowana, stylem przypomina dobre powieści graficzne lub „Stevena Universe’a” (o którym pisaliśmy tu), a to najlepsza rekomendacja jaką możemy dać.


Hilda próbuje zrozumieć coraz bardziej skomplikowany świat, w którym żyje, kiedy np. nagle okazuje się, że sąsiaduje z masą elfów, które dotychczas były niewidoczne. Co więcej, elfy chcą się pozbyć Hildy i jej mamy. Dlaczego? No cóż, bo tak obiecał swoim wyborcom premier elfów wiedząc, że to da mu głosy i zwycięstwo polityczne… I dlatego zaczął nagonkę na Hildę i jej mamę, które przecież mieszkały w tym samym domu, który zbudował jeszcze pradziadek Hildy – i do czasu nikomu to nie przeszkadzało… Brzmi znajomo?

 

Nowa generacja – ostrzegamy!

Przed ostatnim filmem natomiast ostrzegamy. „Nowa generacja” to chińska animacja trójwymiarowa, do której zaproszono plejadę amerykańskich aktorów, głos podkłada tu np. John Krasinski. Film opowiada historię zbuntowanej nastolatki, gniewnej z powodu odejścia ojca. Wydaje się, że to kolejna opowieść o radzeniu sobie z odejściem, szczególnie w trudnym czasie dorastania. Mamy jednak z tym filmem poważny problem.
O ile w warstwie wizualnej cokolwiek naśladuje „Big Hero 6” (nawet główny bohater-robot nazywa się Gen 6…), to jednak poziom agresji w tym filmie daleko wykracza poza to, co znamy z amerykańskich animacji dla dzieci i młodzieży.

Gen 6 jest robotem ciężko uzbrojonym – ma lasery, rakiety. Co więcej, non stop korzysta z tego uzbrojenia, często zupełnie bezsensownie. Kiedy inny robot, przypominający policjanta, zwraca mu uwagę: bach, Gen 6 przecina mu głowę-komputer na pół… Liczba tych robopolicjantów zabitych (pozbawionych kończyn, wysadzonych etc.) w filmie po prostu poraża, tym bardziej, że często to zabijanie nie ma uzasadnienia.

Agresji jest więcej. Piesek głównej bohaterki okazuje się wulgarnym psiurem, a jego przekleństwa (tak!) są wypikane jak w telewizji. Niby miał to być zamierzony efekt, ale da się usłyszeć np. słowo „ku..wa” w polskim dubbingu. Pod koniec filmu matka bohaterki też zaczyna tak kląć, że jest wypikiwana. Zresztą, na ścieżce dźwiękowej jest utwór z tekstem „I want to do the f..ck I want” – tu brzydkie słowo jest wyciszone. Wszystko łącznie robi to kiepskie wrażenie: Gen 6 stara się być tym miłym, pomocnym robotem jakim był Big Hero 6, ale jednocześnie jest bezmyślnym niszczycielem. Ba, w jednej scenie zaczyna nawet o tym mówić: oglądając ją mieliśmy nadzieję, że cały ten pokaz bezsensownej destrukcji zostanie wyjaśniony i wyleczony, że to świadomy film. Ale nie! Robot mówi raz, że zamiast niszczyć chciał by budować – i tyle, dla fabuły ta wypowiedź nie ma znaczenia.
Dodamy, że kiedy jeden z bohaterów o postaci człowieka (okaże się ostatecznie robotem) jest na końcu bezlitośnie bita po twarzy, traci oko, zaczyna wyglądać przerażająco, po kilku chwilach rusza się jak zombie z najstraszniejszych horrorów, z dziwnie zdeformowaną twarzą, straszącym pustym oczodołem… Słowem, przedziwna jest ta „bajka”, pełna bezsensownego niszczenia i przerażających obrazów – a nie ma to nic wspólnego z grozą np. baśni braci Grimm, tutaj zabijanie i straszenie nie ma uzasadnienia. Dlatego przestrzegamy przez filmem „Nowa generacja”, tym bardziej, że Netflix ocenia go jako stosowny dla dzieci od 7 roku życia! Jak dla nas, nie jest stosowny nawet dla dorosłych.

Może Ci się spodobać