Spacerownik – rodzinne spacery przyrodnicze po Krakowie

by fajnyrodzic

Byliśmy dziś na nietypowym spacerze. Poznawaliśmy dziką przyrodę, ale nie w Beskidzie czy w Bieszczadach, a zaledwie dwa przystanki od domu!

W nasze ręce wpadł przewodnik „Oswajamy przyrodę miasta i okolic”, przygotowany przez Ruch Ekologiczny św. Franciszka z Asyżu (REFA). Najpierw kilka słów o REFA i jego charyzmatycznym twórcy. O. Stanisław Jaromi jest franciszkaninem, który od lat wprowadza ekologię do Kościoła w Polsce. Wydaje książki, uczestniczy w dyskusjach, to on podpatruje najlepsze energooszczędne rozwiązania w Norwegii, by potem namawiać polskich proboszczów do budowania ekologicznych kościołów. Jest więc, jak na polskie warunki, niezłym oryginałem: ksiądz-ekolog, którego dewizą jest „Czyńmy sobie ziemię kochaną!”

Kiedy dostaliśmy przewodnik „po nieużytkach i dzikiej przyrodzie Krakowa”, mieliśmy mieszane uczucia. Z jednej strony rzecz powstała przy finansowym wsparciu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Krakowie – a wiadomo, że urzędowe pisma, ulotki, poradniki, mające „wypełnić” jakieś „zadanie” zazwyczaj są toporne, nieciekawe, kiepsko złożone, nieestetyczne, propagandowe… No, dość tego znęcania się. Z drugiej jednak strony znamy i cenimy działalność REFA, więc uznaliśmy, że warto przewodnik wypróbować.

I rzeczywiście warto, i to jak! Przewodnik jest edytorsko świetny – zdjęcia, czcionki, nagłówki, ramki z ciekawostkami, a nawet sylwetki zwierząt jakie możemy spotkać – wszystko to jest zrobione znakomicie, przemyślane od początku do końca, a zatem spójne i atrakcyjne. Pod względem tekstowym jest równie dobrze: po wstępie do przewodnika (poprzedzonym mottem z ekologicznej encykliki Franciszka „Laudato si’”, w której promocji w Polsce REFA ma duże zasługi) poznamy koncepcję ścieżek edukacyjnych (których jest w sumie 10), zostaniemy zachęceni do spędzania z dziećmi czasu wśród przyrody (akurat do tego nas zachęcać nie trzeba) czy nawet do tego, by dać się dzieciom wybrudzić – jak widzicie na zdjęciach, nasze dzieci chętnie skorzystały z okazji upaćkania się błotem.

Zajrzyjcie też na ostatnie strony, gdzie znajdziecie rekomendowaną literaturę (dla dzieci i dla dorosłych) – ponieważ część z tych pozycji znamy, możemy z czystym sumieniem polecić ten wybór książek przyrodniczych.
Każda z 10 ścieżek zawiera krótki opis miejsca, pomysły na gry i zabawy jakie możemy dzieciom zaproponować, oraz, oczywiście, mapę z naniesioną trasą i wskazanymi strzałkami i opisem ciekawymi miejscami (np. „tygrzyk w jerzynach” – przewodnik jest aż tak szczegółowy i przyznajemy, że rzeczywiście podczas naszego spaceru spotkaliśmy dorodnego tygrzyka w jerzynach, z tym, że w trochę innym miejscu na trasie, bo też pewnie i tygrzyk nie był ten sam). Całość, jak pisałem wyżej o całości, w przypadku tras jest równie estetyczna, spójna i przejrzysta. Więcej nawet – te mapki naprawdę obiecują odkrywanie tajemnic, ile radości przynosi więc odnalezienie opisanych przez autorów przewodnika (Kaspra Jakubowskiego i Joannę Kajzer-Bonk) owadów, roślin czy miejsc!

My wybraliśmy trasę numer 5, po Parku Rzecznym Drwinka. Po pierwsze, pierwszy raz usłyszeliśmy o tym, że istnieje coś takiego jak parki rzeczne, które w dodatku mają być krakowskim ewenementem! Pomyślcie tylko, ile otwarło się przed nam, nagle, tras – wszystko dzięki niepozornemu (bo mającemu zaledwie 32 strony) przewodnikowi. Odkryć było więcej.
Weszliśmy jednym z kilku głównych wejść do Parku, zaznaczonych w przewodniku czerwonym trójkątami – i od razu okazało się, że mamy szczęście. Wybraliśmy bowiem wejście z ulicy Facimiech, przy ul. Polonijnej – tam trafiliśmy na informację, że od następnego dnia to przejście będzie zamknięte na około miesiąc ze względu na planowane prace sieci ciepłowniczej. Ostrzegamy więc na wstępie: to wejście od 11 września 2017 r. na miesiąc będzie zamknięte, to jednak nie jest wielki problem, bo dzięki autorom przewodnika do wyboru mamy kilka innych.

Już na samym początku naszego spaceru trafiliśmy na tygrzyka, o którym pisaliśmy wyżej. Później mały drewniany mostek (rozkoszny), trochę kluczenia ulicami Błotną i Mokrą… Znaleźliśmy się blisko końca Parku od strony ul. Nowosądeckiej – i tu przestroga: miejsca zaznaczone na mapie jako „wodospad i zabawa w błocie” są mocno zaśmiecone (o czym napiszemy jeszcze jedno słowo niżej), ta okolica nie wygląda najlepiej. Szliśmy jednak dalej i udało się nam zejść do Drwinki przy moście na ul. Podlesie i to był strzał w dziesiątkę! Urocze miejsce, dostępne, wysprzątane i pełne zwierząt.

Mieliśmy dwa główne cele wybierając się na spacer: spotkać żaby i pijawki, opisane w przewodniku. Udało się! Żab spotkaliśmy przynajmniej kilka, małych i dużych, ruchliwych i nie, odważniejszych i bardziej strachliwych. Z pijawkami było podobnie, chociaż jak na te zwierzęta to okazy z Drwinki prowadzą chyba dość samotniczy tryb życia. Spotkaliśmy też kilka… skorpionów wodnych! Pierwszy raz poznaliśmy takiego owada, opisanego w przewodniku (gdzie można też znaleźć jego podobiznę). Pływał sobie spokojnie obok wielkiej żaby, nie przeszkadzali sobie wzajemnie, ale kiedy Tolek wkroczył do Drwinki chcąc dotknąć żabę, na chwilę naruszył sielankę żaby i skorpiona.

Cały spacer, łącznie z długą zabawą w błocie i z poszukiwaniem żab przez Tolka, który był nimi zafascynowany, zajął nam mniej niż trzy godziny. Odkryliśmy miejsce, które znajduje się niedaleko naszego domu, a które było na naszej osobistej mapie tego rejonu Krakowa białą plamą. Dzięki przewodnikowi ta plama zmieniła kolor na zielony, zachęcający do częstszych odwiedzin. Z pewnością będziemy też chcieli poznać inne trasy zaproponowane w przewodniku.

 

Na ścieżce możemy spotkać takie okazy jak:

Na koniec słowo o śmieciach: parki i nieużytki zaproponowane przez autorów przewodnika nie są miejskimi parkami w stylu Parku Jordana czy Parku Jerzmanowskich – to miejsca półdzikie, znajdujące się między osiedlami. Służby miejskie nie dbają o nie, więc są mocno zaśmiecone. W Parku Rzecznym Drwinka bywało z tym różnie, ale np. fragment od strony osiedla Na Kozłówce bardziej przypomina wysypisko niż park, chociaż na szczęście nie na całej trasie tak jest.
Mamy taki zwyczaj że chodząc do lasu zabieramy z sobą worek na śmieci, reklamówkę etc. Nie tylko po to, by zabrać nasze butelki czy kartoniki, przede wszystkim po to, żeby podczas takiego spaceru samemu co nieco posprzątać. Nie robimy tego dokładnie, bo też nie jest naszym celem dokładne wysprzątanie lasu, ale zabranie tu czy tam butelki lub opakowania po chipsach i tak kończy się, jak dzisiaj w naszym przypadku, kompletnym wypełnieniem kilkudziesięciolitrowego worka na śmieci. Kłopotu to nie sprawia żadnego, większość śmieci to plastik i folia, więc nie jesteśmy przeciążeni, a przynajmniej chociaż w ten sposób przyczyniamy się do uporządkowania miejsca – i Was też do tego namawiamy.


Więcej informacji o projekcie REFA „Oswajamy przyrodę miasta i okolic” (m. in. o tym, że REFA do końca września będzie organizować dla szkół i przedszkoli zajęcia terenowe oraz, uwaga, o trwającym do 18 września konkursie fotograficznym, w którym wygrać można lornetki!) znajdziecie pod adresem http://www.swietostworzenia.pl/nasze-dzialania/przyroda-miasta

 

Może Ci się spodobać